Dialogi na cztery nogi

„Dialogi na cztery nogi” – Picos de Europa 1986

Picos de Europa 86 - Masyw Zachodni fot A. Antkiewicz-Hancbach
Picos de Europa 86 – Masyw Zachodni fot A. Antkiewicz-Hancbach

Autorka: Anna Antkiewicz-Hancbach

Znajomy Autorki: Cześć! No, i jak było w Hiszpanii?

Autorka: Oczywiście fajnie. Poczekaj zaraz ci opowiem tylko wyjmę z lodówki kartonik. To jest wino. Nie jest to co prawda wino Don Simon – przebój wyprawy, ale pić się da. Najgorsze z hiszpańskich alkoholi to cedra, młode wino jabłkowe, które Hiszpanie wlewają do dużej szklanki z metrowej wysokości, żeby się trochę zgazowało i potem piją.

Kaziu Irzyk to „bardzo lubił” cedrę. Już po pierwszej degustacji musiał oddać zawartość żołądka a potem długo dochodził do siebie. Raz gdy byliśmy na dole na kempingu, przyszedł do nas jeden górnik z Oviedo z flaszkę własnej cedry wzmocnionej Oczywiście własnym bimbrem.

Udawaliśmy że jest to świetny trunek i chyba coś w tym było bo Kaziu znów dał się namówić na łyczek.Efekt by natychmiastowy: Kaziu opuścił towarzystwo a po powrocie stwierdził, że do fermentacji jest gąsior a nie żołądek. Nie obawiaj się! Po tym trunku, który teraz pijemy komplikacje są wykluczone. Skończ to ci naleję.

Z: Faktycznie, dobre to wino. A powiedz dużo zwiedzaliście?

A: Jeżeli o mnie chodzi, to to zwiedzanie jest na dłuższą metę męczące. Do dziś myli mi się Segowia z Toledem, Pałac Luwru z Pałacem Królewskim a Akademia Francuska z Akademia Sztuk Pięknych! Podejrzewam, że nie jestem odosobniona w tym względzie. Dobrze w tym wszystkim orientowała się tylko Krystyna Gawrońska, która zaopatrzona była w liczne przewodniki i, że tak powiem, trzymając się jej spódnicy można było zobaczyć to co godne uwagi.

Oczywiście są obiekty, które pamiętam bardzo dobrze, np, Prado w Madrycie, a to nie dlatego, że tam byliśmy, bo Madryt był „by night”, ale dlatego, że obok Prado najzwyczajniej w świecie, późną nocą na trawie kopulowała jakaś para!

Z: Jednym słowom „życie jak w Madrycie”. U nas to zaraz policja by się nimi zajęła. A tam… oh

… A: Nie rozmarzaj si! Do kopulacji na trawie wcale Madryt nie jest konieczny. No to jeszcze kieliszeczek za tą swobodę na Zachodzie! Te kartoniki mają tę wadę, że zaskakują nas w momencie kiedy się ich zawartość kończy. Ale nie ma sprawy! Kolor pozostaje ten sam – zmieniamy gatunek. Poza tym ten gest podnoszenia ręki już mi się utrwalił, co prawda z butelkę piwa ale pozostał.

Z: Dużo przywieźliście?

A: Na pewno to każdy dużo kupił trunków ale ile dowiózł to nie wiem. Przecież to nie jest istotne. Z innych rzeczy to rozmaitość była wielka. Najpierw był pęd do duralexu. Hiszpania – duralex, Francja – duralex. Szaleli starzy kawalerowie kupując komplety obiadowe. Nawet ja dałam się skołować. W NRF w alkoholach na drogę „pracowa1i” nadal wszyscy – bo pić trzeba. Tu moda była na sprzęt radiofoniczny.

Skałek to nawet dał nam posłuchać z jego sprzętu, który oczywiście trzymał na kolanach. Tylko on obsługiwał nie odrywając wzroku od swojej własności i robił przy tym takie piękne maślane oczy. Jak to człowiekowi niewiele do szczęścia potrzeba, nie? Ja tu obgaduję wyprawowego kolegę a ty masz pusty kieliszek! Daj go to ci naleje. O, cholera, trochę się rozlało. Nie ma sprawy, zaraz wytrę. Poza tym, nie uważasz, że to wino jest coraz lepsze?

Z: Dobre. Dobre to wino. Drogie?

A: E tam, trochę droższe od naszego bełta licząc dolar po 750 zł. Nie krępuj się, nie pójdę z torbami, przynajmniej z tego powodu. Zdrówko!

Z: Ależ nie spytałem cię o najważniejsze! Jak było w górach?

A: To nie wiesz jak jest w górach? Wiadomo, po to w końcu pojechałam na tą wyprawę żeby być w górach. Ale nie ma co opowiadać. Mimo usilnych poszukiwań nic konkretnego, że tak powiem, satysfa…., satysfak…., satysfakcjonującego, coś mam problemy z wymową nie zrobiliśmy.

Biedny kierownik – a tak się starał a my z nim. Lepiej opowiem ci o kempingu, na którym mieliśmy bazę dolna. Podstawowa zaletą tegoż kempingu był brak kibla. Zważywszy, że okoliczna roślinność sięgała do połowy łydki a w polotach nieliczne kępy po kolana to załatwianie się było nie lada przygodą. Poza tym „grasowały” tam krowy, byki i cielaki w i1ości znacznej i zawsze można było zetknąć się z tą zwierzyna oko w oko. Niektóre krowy były tak bezczelne, a zarazem inteligentne, że w poszukiwaniu żarcia właziły do namiotów oczywiście niszcząc je przy okazji.

Zwirzu twierdził, że nawet potrafiły zrzucać dekle od skrzyń, a po swojej przygodzie z krową sensu stricto w namiocie, którą wziął za Kazia Zielińskiego od razu przeniósł się z noclegiem do samochodu. Nikt nie umiał sobie z tymi krowami poradzić z wyjątkiem Kazia Irzyka – znanego miłośnika zwierząt, który, jak sam twierdził, miał właściwe podejście do nich. Krowy brał z kopano i oczywiście miał wśród nich posłuch, no jak mogłoby być inaczej. A w ogóle Kaziu to cała opowieść. My tu gadu, gadu a wino się grzeje. Ale może ty mi teraz powiesz co robiliście na obozie w Tatrach, bo nadal nic nie wiem. No to siup!

Z: W Tatrach? Aaa, w Tatrach. Byliśmy oczywiście w Mylnej i Naciekowej z młodymi – stary repertuar. Oczywiście była też Czarna do Sali AKT i Techuby a z nowości to Marmurowa – nareszcie wiemy, gdzie jest otwór. Poza tym, nie wiem czy wiesz, padł rekord głębokości SKTJ – nowe dno w Wielkiej Litworowej. Bańbuła prowadził.

A: Klął na was bardzo!?

Z: Nie wiem. Szłem na końcu. O i znowu niespodzianka, kartonik się skończył.

A: Ależ nie ma sprawy. Właściwie to jest sprawa bo musimy zmienić kolor ale w końcu nie ważne co się pije ważne żeby ściorało. Wiesz, jeżeli nie będziemy w stanie skończyć tego kartonika to znaczy, że się impreza udała – bo alkohol został. Na wyprawie zdarzyło się to dwa razy. Tylko dwa razy.

Od autorki:

„Dialogi … zostały napisane 26.09.1986 roku czyli 1 dzień po powrocie z wyprawy KKS do Hiszpanii w góry Picos de Europa. Odbyła się ona w dniach 12.08. – 25.09.1986 r. Dialogi …” w wersji na brudno są znacznie dłuższe, jednak aby nie znudzić czytelnika, zostały znacznie skrócone. Są one moimi pierwszymi wrażeniami z wyprawy opowiedzianymi znajomemu.

Wydaje mi się, że wielu z nas, na pierwszy rzut, opowiada znajomym nie to co jest najistotniejsze lecz to co było dla niego zupełną nowością. Zainteresowanych informuję, że trzeci kartonik nie został wypity do końca.

Autor: Anna Antkiewicz-Hancbach

Artykuł opublikowany w: Meander 1986. 11, s. 29-31.

O wyprawie Picos de Europa 1986. Więcej…

Podobne wpisy