Czuliśmy nowy otwór Za Siedmioma Progami

Czuliśmy nowy otwór Za Siedmioma Progami

Za Siedmiu Progami - nad Koloseum fot A. Antkiewicz-Hancbach
Za Siedmiu Progami – nad Koloseum fot A. Antkiewicz-Hancbach

Autorka: Anna Antkiewicz-Hancbach

W biwaku brały udział same znakomitości:

  • Zbyszek Rysiecki – ujawnił się jako kierownik dopiero w drugi dzień opóźnienia wyjścia,
  • Heniek Nowacki – znany wszystkim damom sławny dżentelmen jaskiniowy,
  • Andrzej Majcher vel Tenzing, znakomity Szerpa – szkoda tylko, że jego zdolności transportowe ukazały się nam w pełnej krasie dopiero przy powrocie na plateau pod Wysoka,
  • no i ja – znana różnym osobom z różnych stron mojego charakteru.

Zamiast w niedzielę wyszliśmy w środę rano. Do Koloseum transportowaliśmy siebie i wory przez 9,5 godziny.

Zbyszek nawet przyznał się, że jest to jego rekord szybkości w przejściu tego odcinka. Na pierwszą szychtę idziemy z Heńkiem, zobaczyć co można zrobić z tym co nam Krakusi zostawili na przodku: zlasowanego karbidu wysypanego na kamień usunąć się nie da, ale wspinanie pod stropem meandra jest możliwe.

Na drugą szychtę Zbyszek z Tenzingiem poszli do Sali 13-tego, ostatecznie ocenić możliwości eksploracyjne. Można kopać ale problem podstawowy stanowią ewentualne około 20 kilogramowe spadające wanty.

Na trzeciej szychcie wróciliśmy do problemu pod stropem meandra. Przecierająca się pojedyncza lina na dojściu do przodka dostarczyła, po raz drugi Heńkowi niemało emocji. Co nieco zmieniliśmy, dołożyliśmy i teraz jest już bardzo dobrze. Zaczęliśmy walkę o metry do góry. Heniek zrobił I odcinek trawersu i spokojnie mi oświadczył, że niezbędna nam spitownica leży piętro niżej (-30m) i muszę się po nią wrócić.

Dalej szło nam już bez większych problemów do momentu, gdy okazało się, że nie mamy wody w karbidówkach. I tu rozpoczęła się batalia o wszelkie płyny. Moje usiłowania zgromadzenia moczu poza pęcherzem skończyły się fiaskiem. Ponad półgodzinne kontemplacje rozebranego Heńka (w slipach na skale) dały tylko częściowo pożądany efekt i dwa hasła: „dawaj szybko Fismę bo mi idzie” oraz „świeć mi bo nie mogę trafić”. Już następnego dnia dowiedzieliśmy się od Zbyszka, że gdybyśmy poszli 20 m dalej, to znaleźlibyśmy wodę.

Na piątą i ostatnią szychtę poszliśmy w samych izotermikach, bo akcja miała być szybka (tylko 6 godzin) i owocna. Wszystko co zostawił nam Zbyszek na przodku odnaleźliśmy z wyjątkiem …. wody i szturmżarcia. Przez Próg Czekoladowy doszliśmy do dużej sali. Heniek po dłuższym rozglądaniu zdecydował zaatakować drogę, która wydawała mu się najłatwiejsza (AO). Kruszyzna straszna. Powyżej trzeciego wbitego haka musiałam go opuścić by – zgodnie z tradycją – dostarczyć zapomnianą spitownicę i jednocześnie pozbawić dobrego, światła, Powyżej progu, w niewielkiej sali postanowiliśmy, że będziemy poruszać się do góry póki starczy lin, a było tego niewiele (2 kawałki po 8 m).

Mieliśmy dużo szczęścia, bo gdy skończyły się liny została nam możliwość trawersowania w meandrze a wyraźnie wyczuwalny ozon pozwalał zapomnieć o głodzie i szybko biec do przodu. Zatrzymał nas na chwilę 3 metrowy odcinek taśmy pomiarowej, a kilkanaście metrów dalej trawers, bez liny niemożliwy do przejścia i …. ta majacząca w stałym świetle poreczówka,

– gdzie jesteśmy?

– na pewno to nie jest Siedem Progów, bo nic nie wiem o otwartym problemie na tej wysokości,

– to pewnie są te górne partie Wysokiej, podobne,

– co będzie gdy na mailonie, na którym wisi lina będzie wyryte KKTJ?

– a może to jakaś frakcja KKS-u ma tu swój problem?

– na pewno jakiś słaby klub odkrył jaskinię, eksploruje i boi się, żeby mu ktoś problemu nie podebrał,

– to na pewno Zakopianie, to ich metody, otwór na pewno zakamuflowany,

– zrobimy im niespodziankę i wyciągniemy tą linę co widać,

– na pewno musimy to na tej akcji wyjaśnić!


– niezła ta jaskinia!

– czujesz ozon?

– pewnie że czuję,

– jak myślisz, czy ta jaskinia rozwija się normalnie i czy aby trafimy do otworu jeśli pójdziemy do góry?

– zjeżdżam powoli, bo sprawdzam jakość lin – nie wiadomo jak długo tu wiszą,

– Heniek! możesz sobie wybić dobrą rynnę!

– jak żegnałem się z Krakusami to im powiedziałem, że bez nowego otworu nie wracam, wyszło na moje,

– nie mów hop, bo ja w Siedmiu Progach na razie wszystko łączę,

– najgorsze jest to , że będziemy ostatnią grupą biwakową, która musiała wyjść przez stary otwór,

– ja idę powierzchnią!

– nie chcę cię martwić ale to miejsce mi się nie podoba i jak się nie mylę zaraz wyjdziemy w Sali 13-go!

– tak …. oczywiście …. to jest Sala 13-go!

– powtarzaj! ale głośno – „wyszło na babskie”, powtarzaj!

Upadł duch w narodzie.

Wracaliśmy i klnęliśmy tego co zostawił taki otwarty problem i nic o nim nie powiedział nikomu. W drodze powrotnej zrobiliśmy małą przerwę pod hasłem „świeć mi, bo nie mogę trafić” i o pełnym świetle zjechaliśmy do Koloseum. Od Zbyszka dowiedzieliśmy się, że problem na górze był znany, ale miał się podobno połączyć z Wielkim Kanionem – tylko dlaczego nikt nie pofatygował się dalej to nie wiadomo. Postanowiliśmy z Heńkiem schwytać winowajców.

Przedłużyliśmy naszą szychtę więc spanie nam odpadło. Każdy spakował sobie worek i w 6,5 godziny wyszliśmy z jaskini, a to tylko dzięki Heńkowi, który cały czas nas podpuszczał, że Krakusi zrobili to w 6 godzin i my nie możemy być gorsi (a tak naprawdę to Krakusi robili ten odcinek nieco ponad 9 godzin).

W „Harnasiu” spotkaliśmy Jano zwanego też Motylkiem, który bez bicia przyznał się, że nie zjeżdżając do Wielkiego Kanionu stwierdził, że problem u góry z nim się łączy. Miał dużo szczęścia, bo wypite przez nas piwo, złagodziło nieco nasze obyczaje i chęć walki.

Biwak w Koloseum, w Jaskini Za Siedmiu Progami w dn. 6-10.02.1985 r. Uczestnicy:

  • Zbigniew Rysiecki (kierownik) Andrzej Majcher – I zespół,
  • Anna Antkiewicz-Hancbach, Henryk Nowacki – II zespół.

Podczas biwaku wyeksplorowano ciąg („Wodociąg”) przebiegający w pobliżu stropu meandra do połączenia z Wielkim Kanionem (około 80 m w pionie).

Ponadto stwierdzono możliwość kopania w ciągach a powyżej Sali 13-go, zmieniono i uzupełniono niektóre odcinki oporęczowań, oraz wyniesiono pozostawione niepotrzebne liny (po zmianie oporęczowania) na I biwak.

Autorka: Anna Antkiewicz-Hancbach

Artykuł opublikowany w: Meander 1985, 9, s. 46-48.

Podobne wpisy