Korona Bańdziocha – 7 den

J. Studnisko - G. Sokole 1974 fot K. Hancbach
J. Studnisko – G. Sokole 1974 fot K. Hancbach

Korona Bańdziocha – 7 den

Na podstawie oryginalnej notatki pochodzącej z archiwum Anny Antkiewicz-Hancbach

I-sze i zimowe przejście z dojściem do 7 den

W dniach 12-16.03.1988 r. odbyło się integralne przejście Jaskini Bańdzioch Kominiarski z dojściem do 7 den (osiągnięta deniwelacja 1440 m).

Przejścia dokonano od dolnego otworu z założonego biwaku w Sali ze Stołem. Uczestnicy: Anna Antkiewicz (kierownik), Krzysztof Hancbach, Barbara Koterla, Paweł Rams (Pipas), Ewa Sliwa. Wszyscy z Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK w Nowym Sączu, sekcja KKS.

Kalendarium przejścia:

  • 12.03, godz. 1600 wejście do jaskini.
  • 12.03, godz. 2300 wyjście z Sali ze Stołem – 13.03, godz. 130 Dzwon – VI dno – godz. 830 Dzwon (7 h) – Syfon KKTJ – godz. 2130 Bazylika – godz. 2230 Sala ze Stołem. Akcja VI dno i Syfon KKTJ razem 23,5 h, z poręczowanie od Sali ze Stołem do 2-ch den i retransport do Bazyliki.
  • 14.03, godz. 1100 pobudka – godz. 1400 wyjście z Sala ze Stołem – V dno – górny otwór – IV dno (nowe) – 15.03, godz. 1115 Sala ze Stołem. Akcja V, IV dno i górny otwór 2115 h, poręczowanie i retransport do Sali ze Stołem; 21 godzin.
  • 16.03, godz. 030 wyjście z Sali ze Stołem – III dno – Stare Dno – Syfon z Lewarem – VII dno (K. Hancbach tylko do 2 zacisku Z II) – godz. 1045 Sala ze Stołem (K. Hancbach) 1730 pozostała część zespołu. Akcja III dno, Stare Dno, VII dno poręczowanie i retransport od Sali ze Stołem 17 godz.

Łącznie akcja trwała 99 godz. Przy osiągniętej deniwelacji 1440 m.

Powrót

Z powodu nadchodzącej nocy i ogromnego opadu śniegu (zaobserwowanego już przy górnym) oraz dolnym otworze i konieczności torowania, zadecydowano o wyjściu z jaskini następnego dnia rano:

  • 16.03, godz. 2000 – 17.03, godz. 400 – biwak, spanie
  • 17.03, godz. 735 pod wlotówką, godz. 900 na powierzchni.

W związku z przedłużeniem biwaku o 12 godz. całkowity czas przebywania w jaskini wyniósł do 111 godzin.

Na podstawie oryginalnej notatki pochodzącej z archiwum Anny Antkiewicz-Hancbach


Nota informacyjna

Nasza decyzja okazała się być bardzo słuszna, gdyż dojście do szałasów na Hali Stoły z całym sprzętem użytym podczas przejścia i biwakowym zajęło nam 5 godzin!

Ze względu na ciężar plecaków jak i głębokość świeżej pokrywy śnieżnej zmuszeni byliśmy całą trasę pokonać dwukrotnie. Pierw bez plecaków całym zespołem odcinkowo torowaliśmy i ubijaliśmy trasę, aby z trudem przenieść cały nasz dobytek za drugim razem. Już na dojściu na przełęcz Ku Stawku wiedzieliśmy, że przekroczymy godzinę alarmową a godzina powrotu już mijała. Baliśmy się, że nasza gaździnka, u której zostawiliśmy dyspozycje zdenerwuje się i zadzwoni po GOPR. Zmuszeni byliśmy z tym coś zrobić, postanowiliśmy przepakować część sprzętu z plecaka Baśki i wysłać ją przodem z nadzieją, że zdąży zawiadomić gaździnkę o naszym rychłym powrocie. Po powrocie na bazę postanowiliśmy zważyć nasze plecaki. Mój wór na nosiłkach (bez pasa biodrowego) ważył 51 kg! Pozostałe niewiele mu ustępowały.

Jak wpadliśmy na pomysł i zrealizowaliśmy I-sze i zimowe przejście „Korony Bańdziocha”:

cytat z archiwum Krzysztofa Hancbacha:

Kończyła się bogata w osiągnięcia SKTJ zima 1987-1988, ciągle jednak czuliśmy niedosyt tak jak byśmy czegoś ważnego nie zrobili. Zastanawiamy się dość długo co na ukoronowanie tej wspaniałej zimy można by jeszcze zrobić.

I nagle jest! Przypominam sobie swój stary pomysł sprzed już 7 lat, gdy na obozie unifikacyjnym jako kadra wdałem się w dyskusję z „Jacośiem” i „Rowerem” (Wł. Porębski i Wł. Matejuk), którzy twierdzili wtedy, że w Tatrach nie ma już ciekawych celów sportowych. Zaproponowałem wtedy żeby poszli do Bańdziocha i zrobili wszystkie dna z jednego wejścia do dziury, byłoby to tyle co Jean Bernard nawet więcej (deniwelacja przejścia 1440 m).

Niewiele myśląc, bo zawsze miałem takie szaleńcze pomysły, zresztą tak jak i Anka, – mówię jej o tym, bo do tej pory nikt nie pokusił się o takie przejście. Pomysł padł na podatny grunt i zaraz się spodobał, bo Jean Bernard przeszło Ance przecież koło nosa!!! No dobrze -mówi Anka „ale z kim do gości” nasi młodzi gniewni to jeszcze nie ta klasa. Ustalamy, że warto spróbować, najwyżej zrobimy tyle ile damy radę. To były tylko nasze wątpliwości, których nikomu nie zdradziliśmy.

Po starannym przeanalizowaniu kto z naszych podopiecznych jest najtwardszy i „zażarty” dochodzimy do ciekawego wniosku, że to nasze młode „baby” Ewa i Baśka -To razem z tobą trzy, no i robi nam się „babska ekipa” -mówię. Ustalamy, że Anka będzie kierownikiem, nawet bym nie śmiał tego jej zabrać, przecież zna Bańdziocha najlepiej. W końcu decydujemy się na „Pipasa”, który będzie wraz ze mną robił za „baby” i nosił ciężkie wory, -tak tylko z czystej sympatii.

Zima do tej pory była łaskawa same lody, ale jak na złość na nasz przyjazd nawaliło tyle śniegu, że mieliśmy kłopoty z dotarciem do dolnego otworu. Po dwóch dniach transportów i zakładania poręczy, trzeciego dnia wchodzimy do dziury z gotowym planem Anki, które dna z sobą łączymy i w jakiej kolejności. Razem wychodzą nam 3 „szychty” przy ogólnym naszym poziomie i kondycji.

Pierwsza do VI-go i Syfonu KKTJ jako najtrudniejsza. Najbardziej niesamowita była środkowa akcja, na której idziemy od dołu do V-go i IV-go dna, po czym wychodzimy górnym otworem, kłębiąc się przy otworze, pod pięknie rozgwieżdżonym niebem w środku nocy na nieskalanym ludzką stopą śniegu. Tu przeżywamy niezapomniane wspólne chwile zadumy, by po chwili wrócić do rzeczywistości.

Na ostatniej „szychcie”, III-cie dno, Stare Dno i VII-me dno, nie udaje mi się dojść do końca i choć (chyba przy 2-gim zacisku Z II) rozebrałem się prawie do „rosołu” po kilu próbach musiałem zrezygnować, by nie opóźniać akcji. Z tego powodu bardzo było mi przykro, że tak Ankę zawiodłem i na ostatnim dnie jako jedyny nie dałem rady. Wracam w samotności do Sali ze Stołem, by przywitać Ankę z resztą grupy ugotowanymi już resztkami żarcia nawet bez soli.

Wtedy rozpierała nas duma, bo mogliśmy ogłosić „światu”, że SKTJ naprawdę istnieje i robi ciekawe przejścia. Anka jednak nie rezygnuje i po tygodniu znów idzie na biwak eksploracyjny do „7 Progów”. Ja jak zwykle w takich razach opiekuję się naszą córką.

Opracował Krzysztof Hancbach

Na temat I-szego zdobycia „Korony Bańdziocha” i Anki I-szego przejścia kobiecego Bańdziocha Kominiarskiego w roku 1980 w artykule: Ganszer Jerzy. Wielka akcja. Zacisk 2001, 20, s. 14. [opracowanie na podstawie informacji Antkiewicz A.] SBB PDF…

Podobne wpisy