Wielka Litworowa – przejście kobiece 1979

Wielka Litworowa – przejście kobiece 1979.

W drodze do W. Litworowej 1979 arch. Anny Antkiewicz
W drodze do Wielkiej Litworowej 1979 arch. Anny Antkiewicz
Pierwsze kobiece zimowe przejście Jaskini Wielkiej Litworowej do „nowego dna” przez Studnię Bociana – 236 m.

To jest tekst pochodzący z oryginalnego rękopisu Anny Antkiewicz. Tekst nie był wcześniej publikowany.

Autorka: Anna Antkiewicz

Postacie

  • Gocha – Małgorzata Kotarska – nie klnie
  • Depcia – Anna Depowska – klnie rzadko
  • Antka – Anna Antkiewicz – klnie

Akt pierwszy „tam”

Baza rano:

– klaruj, klaruj kochana,

– jak wam nie starczy tego sznurka to przetniecie,

– cukier i herbata jest?

– chyba się nie zabierzemy.

Baza godz. 1030:

– męskie wory!

– ale panienki dostaną w kość!

– nie ma gdzie spakować żarcia, kochana.

Baza godz. 1100:

– ustawcie się, uśmiech proszę!

Przed bazą:

– pa, pa dziewczyny, jeszcze na tle Tatr i na tle bazy,

– pa, pa, buzi, buzi…

– w razie czego zdjęcia prześlemy rodzince!

Harnaś:

– a może paniom pomóc, takie ładne dziewczyny i tak się męczą!

Wiata:

– nie siadamy, nie siadamy…

Przysłop Miętusi:

– nie ruszaj się, bo akurat łapie cię słońce i robię zdjęcie.

W drodze:

– gdzie, wy idziecie, tam dalej jest nieprzetarte, radzimy wam wrócić,

– eee…, my tylko tak na Czerwone Wierchy!

Żleb Wodniszczak:

– faktycznie, kochana, nieprzetarte,

– śmiało, kochana!

Kobylarz:

– niezły śnieg, że tym turystą nie chce się chodzić dalej,

– kochane, wory.

Żleb:

– kochana, sekcja na dorobku, jeden czekan na trzy to trochę mało,

– w rakach to by się zasuwało!

– ciężki wór, kochana, to jest to, uf jak gorąco,

Koniec żlebu:

– mamy ten ból za sobą,

– nareszcie chłodno.

Trawers:

– niezły lód i coś ścieżki nie widać, kochana…

Parę metrów od otworu:

– gdzieś tu musi być ta dziura,

– dobrze, że choć księżyc świeci,

– mam nadzieję, że te mgły nie podejdą za wysoko,

– jest, jest dziewczyny mam otwór.

Przy otworze:

– w środku pewno jakieś chłopy,

– no, no, no,

– uważajcie, bo, kochana wyjechałam z nawisem,

– na dole.

Pod wlotówką:

– zaporęczowana, a jednak ktoś jest w środku,

– chłopy, chłopy,

– my tam swoje sznurki i tak powiesimy, jak pierwsze kobiece -to pierwsze kobiece – z poręczowaniem i retransportem,

– nareszcie coś do picia i do gęby jest co włożyć.

Nad pierwszym prożkiem:

– Gocha wróć i przetnij linę pod pierwszym prożkiem, bo nie wystarczy.

Czterdziestka:

– wydaje mi się, że chłopaki byliby zadowoleni z naszego poręczowania, szybkość, opanowanie, precyzja, wdzięk i bezpretensjonalność,

– asekuruj,

– kochana, palec od rękawiczki mam w „petzlu”,

– już po kłopocie, nie mam palca od rękawiczki,

– na dole,

– kochana! Ja to samo.

Trawers:

– asekurować się z założonej poręczówki czy nie asekurować się?

– nie! Jak pierwsze kobiece -to pierwsze kobiece, tych lin tu nie ma,

– asekuruj!

– kochana, i już po tym bólu!

– te cholerne wory ściągają w dół,

– trzeba go zepchnąć niżej, bo tędy, kochana nie przejdzie,

Sześćdziesiątka:

– asekuruj!

– wiszę jakieś 15 m nad dnem, lina z wora splątała się z wiszącymi, ale męka,

– Depcia przygotuj się do zjazdu na ich linach,

– nie zjeżdżaj! Obciążyłam linę od dołu „petzla” i węzeł gordyjski puścił,

– na dole,

– wiszę! To samo, muszę przeklnąć, kochana!

– nareszcie na dole,

– wyjdę ten kawałek i rozplączę je, bo Gocha nie zjedzie,

– Depcia dlaczego wisisz w tak dziwnej pozycji?

– Małpa, ta kochana nie trzyma,

– dobrze, że chociaż gibbsy trzymają, schodź,

– Gocha wybierz najpierw jedną żyłę i opuść wór, bo jak będziesz miała to samo to się zamęczysz na śmierć w pozycji wiszącej!

– wór na dole,

– wybiorę pojedynczo wszystkie,

– zjeżdżam,

– a zjeżdżaj sobie, zjeżdżaj,

– znów palec od rękawiczki w „petzlu”.

Pochylnia:

– są! chłopy z WAKS-u,

– ilu?

– a kto ich tam wie, nie cieszcie się, nie do pary, a poza tym co to za chłopy!

– długo wasi koledzy będą zajmować tą pochylnię?

– źle się wam z nami rozmawia?

– co kobiece przejście!?

– poręczujecie???

– jeszcze raz: co mamy z tymi waszymi linami zrobić?

– nareszcie droga wolna i brak towarzyszącego sznurka!

Studnia Bociana:

– haki wbite,

– asekurujemy,

– na dole,

– a jak tam się ma stosunek rękawiczek gumowych do „petzla”,

– jak zwykle, rutyna.

Dno:

– o, o… tu jest najniżej,

– „moje gratulacje” 6x,

– ciekawe, czy jak wyciągają delikwentów np. z połowy jaskini to zalicza im się przejście?

Akt drugi „i z powrotem”

Dno:

– spręż panienki, spręż,

– niestety moje kości zatkały cały otwór i wy będziecie musiały tu pozostać! Nie jest wykluczone, że na zawsze!

– nie ma takiej rury, której nie dałoby się odetkać, koleżanko.

Studnia Bociana:

– dziewczyny, wiszę głową w dół parę metrów nad dnem studni, lina wyskoczyła mi z małpy piersiowej,

– zielonym do góry (kaskiem),

– ale męka, już dobrze! Tym razem poproszę o górną asekurację.

Pochylnia:

– bierzcie linę i „do góry”, ja tą z pochylni ściągnę.

Nad pochylnią (monolog do liny)

– jakim cudem, ta kochana lina się zaklinowała,

– nich ją…

– niestety muszę po ciebie, ty kochana, zjechać,

– gdzieś w połowie wklinowała się w wąską szczelinę, niech ją…

Sześćdziesiątka:

– worujemy, worujemy, te kochane, worki,

– Antka! Poszukaj tego gibbsa, który właśnie zleciał,

– nie widzę go, chyba przyjdzie ci załatwić nowy,

– no jest, a już zwątpiłam.

Trawers:

– wór, worek, kochany wór -”lubimy” je,

– nie możesz go wyciągnąć to zostaw,

– teraz to już komplet, oba w mało ciekawym miejscu i na dodatek, kochana, ciężkie,

– (monolog do worów) – no kochane woreczki, nie bądźcie takie kochane i dajcie się chociaż dociągnąć, bo się zmęczę na śmierć, a czas płynie,

– Antka! Dlaczego „wisisz” głową w dół, zielonym do góry,

– Gocha miałaś trzymać mnie za nogi, a nie pchać,

– Depcia! Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć,

– ubaw po pachy,

– możesz likwidować!

Czterdziestka:

– lud, można pożuć jeszcze trochę, mniam, mniam,

– worujemy, worujemy, i raz – i raz -i raz – kochane wory,

– Depcia! Szczepan przyszedł i cię serdecznie pozdrawia, pospiesz się. Pyta się czy wiesz co to jest godzina alarmowa,

– wiedziałam, że mnie nabierzecie!

Pod wlotówką:

– ale męka,

– jedyne o czym marzę to pić i jeść,

– mnie tam kochana, jeść się nie chce,

– Dzień dobry panie Tomku, oo… i pan Jurek,

– jak się cieszę, że widzę was wszystkie trzy,

– może herbatki, o kochana, wylała się,

– spręż, spręż.

Powrót:

– na dobrą sprawę jest mało przyjemnie, zimno i wieje silny wiatr, ale jaki księżyc, jak pięknie.

Początek żlebu:

– męka jeszcze większa niż pod górę,

– pierwsza niech rąbie stopnie!

– rzucamy wory??

– czemu nie! Te dwa można byłoby rzucić,

– słyszcie, to sznur karabinków wysypał się z wora,

– o! juwel ale niekompletny,

– o! mój aparat fotograficzny,

– o! palnik od juwla,

– o! bandaż i kawałek czekoladki,

– o trzech chłopaków,

– o której miałyście wrócić, czy wy nie wiecie co to jest godzina alarmowa, tylko nie mówcie, że nie było powiedziane czy o 1200 w południe czy po północy,

– przecież nie umawialiśmy się, którego dnia,

– herbatki?

– czekoladki?

– mimo wszystko gratulujemy,

– my już nigdy więcej.

Autorka: Anna Antkiewicz

Przewodnik do tekstu (do użytku wewnętrznego) – [nie można opublikować, znaczeń należy się domyśleć]

  • 10 Kochana =
  • 20 Zamęczyć na śmierć =
  • 30 chłopaki =
  • 40 chłopy =
  • 50 Dostać w kość =
  • 60 Ból, męka =
  • 70 Buzi, buzi =
  • 80 Kości =
  • 90 Niech ją… =
  • 100 Zasuwało =

Autorka: Anna Antkiewicz


Nota informacyjna

Pierwszego kobiecego zimowego przejścia Jaskini Wielkiej Litworowej do „nowego dna” przez Studnię Bociana (-236 m) dokonały w lutym 1979 roku: Anna Antkiewicz (kierownik), Anna Depowska, Małgorzata Kotarska wszystkie z Sekcji Taternictwa Jaskiniowego Klubu Wysokogórskiego Warszawa.

Przejście zostało dokonane z poręczowaniem i retransportem sprzętu w czasie 16 godz. (akcja zasadnicza w jaskini), bez jakiegokolwiek wsparcia w transporcie sprzętu z bazy na Obrochtówce do otworu jaskini. Należy tu zwrócić uwagę na fakt, że w tym czasie ze względu na zawodność przyrządów do wychodzenia (małpy, gibssy) stosowało się podwójne oporęczowanie (jedna lina do zjazdu druga do asekuracji) co podwajało ilość potrzebnego sprzętu.

Rzeczywiście został przekroczony pierw czas godziny powrotu na bazę a później godziny alarmowej. W momencie przekroczenia godziny powrotu rozpocząłem przygotowania do wyjścia 3 osobowej grupy ratunkowej. Idąc w kierunku otworu jaskini transportowaliśmy swój sprzęt osobisty jaskiniowy, zapasowe liny oraz dodatkową odzież dla dziewczyn, żywność, gorącą herbatę i dobrze wyposażoną apteczkę. Posiadaliśmy też radiotelefon. Na szczęście, dziewczyny całe i zdrowe spotkaliśmy w połowie Szarego Żlebu (Kobylarzowego Żlebu).

Przyczyną przedłużenia czasu akcji było wiele czynników w większości nie możliwych do przewidzenia oraz konieczność torowania na znacznej części drogi podejścia pod jaskinię. Najbardziej istotnym czynnikiem komplikującym i bezpośrednio przedłużającym czas akcji w jaskini była obecność innej grupy i wiszącego obcego oporęczowania. Według naszej wiedzy w czasie akcji dziewczyn w jaskini nie miała prawa znajdować się żadna inna grupa bo miało to być czysto kobiece przejście.

Notę opracował Krzysztof Hancbach

Podobne wpisy