Notatki z pamiętnika wyprawy „Plateau Astraka 81”

Notatki z pamiętnika wyprawy „Plateau Astraka 81” -Provatina

Plateau Astraka 81 - Epos Chasm arch A. Antkiewicz
Plateau Astraka 81 – Epos Chasm arch A. Antkiewicz

Na wyprawie notowały Anna Antkiewicz i Aleksandra Grabska

W wyprawie “Plateau Astraka” udział wzięły : Anna Antkiewicz (kierownik) Ewa Bartosz, Aleksandra Grabska, Halina Ladrowska oraz Zygmunt Nawrocki (kierowca) Stefan Leśniak (II Kierowca).

19.07.1981 r. – niedziela

Trzeci dzień czekamy na kierowcę. Jemy ciasteczka wyprawowe, palimy papierosy, też wyprawowe, a pasjanse wciąż nie wychodzą. Jest dobrze. K. Mazik marzy o tym, żebyśmy wreszcie wyjechały i opuściły jego mieszkanie. Bańbuła (K. Hancbach) żegnał się z nami już po raz trzeci i postawił diagnozę o hipnozie Ciotki. Przed sekundą o mało nie wylecieliśmy w powietrze z powodu piecyka typu “bez znieczulenia”. Mazik się zdziwił: „ktoś mówił wybuch ?”

20.07.1981 r. – poniedziałek

Czwarty dzień czekamy na kierowcę. Reszta jak wyżej oprócz wybuchu.

24.07.1981 r. – piątek

Mija tygodnica jak czekamy na kierowcę. Halina nie dzwoni. Zupełnie nie wiadomo co jest grane. Ola wali się po głowie młotkiem gumowym (maskotka wyprawy) i wyje już drugą godzinę.

25.07.1981 r. – sobota

Imieniny Krzysztofów. Bańbuła z karabinkami w kieszeni chce jechać do Wrocławia, Mazik rżnie głupa od samego rana. Gości wiele. Zadzwoniła Halina – jutro jedziemy.

26.07.1981 r. – niedziela

Wstaliśmy na kacu. Przyjechali – nareszcie jedziemy. Pożegnania, początkowo u p. Grabskich, pobudka u Prążków (p. Godulowie – Rybnik) i na granicę.

27.07.1981 r. – poniedziałek

Przekroczyłyśmy granicę.

29.07.1981 r. – środa

O godzinie 100 w nocy przekraczamy granicę węgiersko-jugosłowiańską. Znów wyglądamy niewinnie i nikt nas nie kontroluje. Celnik jugosłowiański nas wyśmiał, że jesteśmy alpinisty-pioniery i że mamy jechać w Himalaje.

Wjeżdżamy do Bułgarii. I jak to mówi Zygmunt „nie wiedzieć kiedy” zajechaliśmy pod Sofię. Szukamy noclegu. Pierwszy lasek okazał się być cmentarzem.

Grecja

30.07.1981 r. – czwartek

Granicę bułgarsko-grecką również przekraczamy bez większych problemów. Ciotka czyta nazwy greckie niezgodnie z prawdą.

31.07.1981 r. – piątek

Od rana moczymy się w Morzu Jońskim. Jest ciepło, że sól wytrąca się na ciele a herbata nie stygnie. Chyba nie pojedziemy do Papingo – tak nam tu dobrze.

1.08.1981. – sobota

Po południu dojeżdżamy do Papingo. Oczywiście z postojami, bo Baska (Nysa) się gotuje. Plateau Astraka wygląda imponująco.

Już prawie w nocy klarujemy sprzęt na wyjście. Jest tego tyle, że sześć osób nie wyniesie na jeden raz.

2.08.1981 r. – niedziela

Rano wychodzimy w góry. Napotkany bardzo sympatyczny pasterz objaśnia nam gdzie leży. Provatina. Już powyżej drugiego wodopoju wory dają nam się we znaki i upał doskwiera. Trzymamy się cały czas znaków, które wyprowadzają nas na rozległą przełęcz. Zostawiamy wory i zaczynamy szukać otworu.

O godz. 17-tej zwątpiliśmy zupełnie. Pozostawiliśmy sprzęt i z pustymi worami zeszliśmy do wsi. Po drodze robimy dokładny szkic „bulw”, aby następnego dnia spytać jeszcze pasterza, który wydał nam się najlepiej poinformowany. Poza tym, nie trzeba było znać żadnego języka, żeby się z nim dogadać.

3.08.1981 r. – poniedziałek

Pomysł ze szkicem był dobry. Pasterz pokazał nam prawie dokładnie gdzie znajduje się otwór: szkic, kawałek kamienia i machanie rękami. Jest miły i zaprasza nas na kawę. Niestety nie uznaje on ekipy żeńskiej, rozmawia tylko z chłopami a na nas spoziera…

Idziemy dalej. Czym wyżej to upał okropniejszy. Mamy nogi praczki. Jedynie Zygmunt – „dziadek-himalajski” – twierdzi, że to betka i że na Krecie to się podchodziło. A w ogóle, to krytykuje nas i poucza co należy brać do jaskini , żeby wory nie były tak ciężkie i jak szukać otworu.

Bez problemu odnajdujemy otwór i szok! Jest to przerażająca dziura, kamień leci chyba pięć minut. Halina usiadła na ziemi, Ewa zbladła i poczuła cykora, Ola obiecała ucałować ziemię jak z tamtąd wyjdzie, Ciotka zwątpiła, tylko Zygmunt po chwili milczenia i rzucania kamieni powiedział: “ee.. tan, nic strasznego”.

Po nerwowym papierosku wróciłyśmy do worów. Pożegnałyśmy Zygmunta i zaniosłyśmy wory do nyży, nieopodal otworu.

” Ciotka z Olą rozbiły tropik wiatro- i słońcochronny i urządziły bazę wysuniętą. Sypialnia na prawo, kuchnia na lewo, kącik czystości na wprost, spiżarnia na półce, stolik okolicznościowy wokół którego sofy z worów jaskiniowych – słowem wysoka kultura.

4.08.1981 r. – wtorek

Od rana nerwowa wysypka.

Godz. 2020 Ciotka zaczyna zjeżdżać, ku przerażeniu pozostałych i Ciotki. Znajduje tylko jednego spita pośredniego, który po podłożeniu wora na niewyraźnym kancie jest dobry, Dojeżdżając do półki ma niespodziankę. Lina asekuracyjna nie zeszła na dno, a druga jej połowa spadła z półki w momencie zetknięcia się Ciotki ze śniegiem. Tym sposobem wykonała „kawczy” lot nad przepaścią i powoli wahadłem powróciła do półki. Okazało się również, że splątała się lina asekuracyjna i nośna. Do Ciotki dojeżdża Halina. Razem. wybierają liny i okazuje się, że 200 m asekuracja jest jedną wielką splątaną ośmiornicą. Dzięki cierpliwości Haliny po ponad godzinie udaje się rozplątać ten makaron.

Zjeżdża Sandrunia, której ćmy chciały oczy wydłubać i która oswajała się z lufą 1,5 godziny siedząc na półce. W między-czasie Ciotka założyła przepinankę i pojechała w dół.

Radiotelefony są świetne, gdyby nie one to akcja by się załamała. Porozumiewamy się na krótki krzyk..

Zjeżdżając w dół polewamy ksylofony i własne …. wodą.

Liny starczyło do końca, nie potrzebnym okazał się być podciąg.

5.08.1981 r. – środa

Godz. 230 jesteśmy wszystkie na ponurym dnie. Podziwiamy zdechłe kawki i rozkoszujemy się zapachem padliny. Straciłyśmy” apetyt.

Zrobiłyśmy wiele zdjęć strażackich oraz zostawiłyśmy proporczyk naszej wyprawy.

Pierwsza wychodzi Halina (330), potem Ola z podciągiem i kiściem bidonów, dalej Ewa. Na końcu Ciotka, na ochotnika z worem i przyczajoną liną 200-tu metrową. Na półce czekała Ewa, która przejęła wór (bez przyczajonej liny, którą wyciągnęła razem z Ciotką). Gdy Ewa wychodziła, Ciotka sposobem wyciągnęła drugą 200-tkę.

Na górze przy otworze: Halina 505, Ola 630, Ewa 1002, Ciotka 1230.

Wyciąganie lin przebiegało sprawnie. Halina, Ewa i Ola łapały za linę poignee’ tkami i biegły w przepaść. Tym sposobem na jedno wyciągnięcie przypadało około 40 m liny. Wyciąganie przebiegało w dwóch turach, przedzielonych wyjściem przez Ciotkę górnej części studni. 1305 – koniec akcji.

Akcja trwała 16 godz. 45 min., czyli zmieściłyśmy się poniżej dolnej granicy błędu, a czas pomnożony przez 3 daje górną granice.

Ogólnie – jesteśmy brudne jak capy.

Zygmunt złożył nam krótką ale treściwą wizytę. Od razu poszedł po wodę, po czym po posiłku wziął wór lin i śmieci i zszedł do Papingo.

Kawki w jaskini były wyjątkowo spokojne i nie szalały, jak to się zdarzało wyprawie kanadyjskiej.

6.08.1981 r. – czwartek

Dopiero o godz. 15-tej poszłyśmy szukać otworów Epos Chasm.

7.08.1981 r. – piątek

Po śniadaniu zaczęłyśmy klar lin i sprzętu do Epos. Skończyłyśmy o 10-tej. Na miejsce dotarłyśmy ok. 13-tej. Zgodnie stwierdziłyśmy, że Epos Chasm II to ta większa dziura. Kamienie leciały ze świstem. Ewa z Olą strąciły wiszące nad otworem wanty. Huk był niezły.

O godz. 1450 Ciotka zaczęła zjeżdżać. Jaskinia nie ospitowana, trudno znaleźć dobre szczeliny na haki i zarazem zrobić przepinankę. Zjazd przez to trwał bardzo długo. Po wylądowaniu na moście skalnym, już w głównej studni okazało się, że brakuje liny. Halina zjechała niżej i podesłała Ciotce odcinek 20 m. Po dowiązaniu jego okazało się, że nadal nie starcza do dna, które było widoczne w świetle dziennym.

Ciotka zarządziła wycof, gdyż uznała wtedy, że jesteśmy w niewłaściwym otworze. Wyszłyśmy między 18-19-tą, wściekłe jak nigdy. Dzień uznałyśmy za stracony.

8.08.1981 r. – sobota

Wychodzimy ok. 10-tej i na luzie dochodzimy nad otwór. Ciotka zaczyna zjeżdżać o 1130. Zakładamy dodatkowy podciąg na wstępne kaskady, Potem zjeżdża Halina. Ewa z Olą czekają aż akcja rozwinie się na dobre.

Od razu rzuca się w oczy syf większy niż w jaskini poprzedniej. Gnój i słoniarnia, białe robale pełzające po ścianach. Zaraza.

Ciotka znajduje pierwszego spita i uznaje, że jest już nad 130-tką. Zaczyna zjazd asekurowana od góry. Po drodze są jeszcze dwa spity. Zjeżdża na półkę. Dociera Halina. Obie zjeżdżają z półki na dno studni, którego połowa to płytkie rozległe jezioro, Rzucają się w oczy okropne chłamy polskich lin podciągowych. Jesteśmy w Epos Chasm I, niech to szlag trafi!

W między czasie Ola zjechała do pierwszego spita z dwoma worami. Zwijamy stare rzęchy i zaczynamy odwrót. Powyżej 130-tki istny raj, taplanie się w gównie wywołuje odruchy wymiotne. Gdzież jest to polskie sterylne błoto – nawet w najgorszym wydaniu! O godz. 18oo z całym szpejem jesteśmy na powierzchni.

Ciotka i Ewa dostają wysypkę, prawdopodobnie uczulenie. Wszystkie czujemy – duży wstręt do studni wlotowych Epos Chasm.

Zwijamy wszystkie rzeczy i pakujemy na nosiłki. W okolicy Provatiny obległy nas rozwścieczone psy. Stałyśmy długo przerażone, a nogi wrastały nam w ziemię, oczywiście od ciężkich izotopów. W końcu Ewa wyjęła salami i po kroczku i kawałku kiełbasy doszłyśmy do naszej koliby. Poszłyśmy spać. Nie minęła jednak godzina, gdy obława psów zaczęła się od nowa. Psy nie opuściły okolicy aż do 5-tej rano. Przed 8-mą był spokój.

9.08.1981 r. – niedziela

Klarujemy sprzęt od samego rana. Kierowcy będą prawdopodobnie ok. 11-tej. Przerzucamy te syfy i jest nam niedobrze.

Wory wyszły średnio 20-30 kg. + jedna horolezka dla p. Stefana. Buły pracują równo, tak w dół jak i w górę.

Zrzucamy wory przed Nysą. Szybko pakujemy się i jeszcze tego samego dnia wyjeżdżamy.


Alpy Julijskie 81 - W drodze powrotnej fot K. Hancbach
Alpy Julijskie 81 – W drodze powrotnej fot K. Hancbach

Jugosławia

13.08.1981 r. – czwartek

Dojeżdżamy do Tolmina o godz. 2130. Podjeżdżamy pod dom, w którym mieszka. Zoran, prezes od Jugoli. Zorana nie zastałyśmy. Dowiedziałyśmy się od jego rodziny, że chłopców nie ma ale jest dwóch Czechów na Pologu i podobno oni coś wiedzą,

Na nocleg dojeżdżamy późno i robimy pobudkę znajomym Czechom. Rozbijamy namioty i oczywiście powitanie. Strzelają czerwone szampany, płynie wódka – pychota bułgarska. Stefan i Zygmunt dają sobie w gaz. Czesi też zaczynają. być sztywni.

14.08.1981 r. – piątek

Jugol – Andrej Fratnik zastaje nas w śpiworze. Okazuje się, że specjalnie wziął urlop, żeby z nami i Czechami pójść do Pološki. Nie mamy więc wyjścia. Wyrzucamy rzeczy z samochodu i wyszukujemy sprzęt. Około południa biegiem lecimy pod otwór.

Na dnie Partii Polskich ku zdziwieniu Haliny – huczy potok wypływający spod kamieni. W drodze powrotnej kilka razy błądzimy, ale w końcu jaskinia darowała nam życie. Wychodzimy w nocy (Andrzej Fratnik, Radko Tasler, Wladia Kracik i my). Przewaga kobit – ku rozpaczy chłopów.

15.08.1981 r. – sobota

Zakładamy, że chłopcy już nie przyjadą. Deburdelizacja od rana. Parogodzinne przewijanie makaronów i redukcja niepotrzebnych rzeczy.

Mamy jednak świetną kobiecą intuicję, bo przyjechali pod wieczór. Spadł nam kamień z serca.

16.08.1981 r. – niedziela

Szczęśliwie, bo bez deszczu, zakończyliśmy klar. Kultura wysoka. Stół jak na obrazie Leonarda da Vinci – ostatnia wieczerza, kuchnia w stylu Ludwika XVII, spiżarnia ocieniona – w stylu sułtańskim, lodówka z zamrażalnikiem w Tolmince, Miłym akcentem było otwarcie kibla. Poręczował Bańbuła (K. Hancbach), kopał Świstak (J. Jakubek), Polał się szampan wprost do gardła i przemowę wygłosił sam prezes (K. Mazik), a inauguracyjnego kupola postawił Bańbuła, po czym zmienił oporeczowanie, gdyż poprzednie było jego zdaniem zbyt niebezpieczne.

Wieczorem odbyła się odprawa. Mamy pewną jasność co do działalności.

17.08.1981 r. – poniedziałek

Godz. 1926 – wejście do jaskini grupy biwakowej (Bańbuła-kier., Ciotka, Romek, Materac czyli K. Hancbach, A. Antkiewicz, R. Mazik, P. Materniak) i transportowej (Ola, Ewa i Prążek czyli A. Grabska, E. Bartosz, J. Godula).

18.08.1981 r. – wtorek (na biwaku)

II-ga część wyprawy kobiecej - Pološka Jama arch A. Antkiewicz
II-ga część wyprawy kobiecej – Pološka Jama arch A. Antkiewicz

1325 wychodzimy na eksplorację w Partie Polskie (Pološka Jama). Zatrzymujemy się pod Mokrym Kominem, bo tu chłopcy mają wystartować pierwsi. My gotujemy herbatę, a Bańbuła z Romkiem klarują linę i sprzęt. Poszli wreszcie się wspinać. W między-czasie my sprawdzamy studzienkę pod Solidarnością. Tylko dla dzieci Chudego. Prawie zaczęło nami trzęść kiedy chłopcy zaczęli wycof. Znowu herbatka, a w kominie nic nowego. Po krótkiej, dyskusji przenosimy się pod Komin Solidarności. Chłopcy wchodzą w komin, a my w kierunku dna, by jeszcze raz przejrzeć wszystko. My nic, chłopcy nic – tylko ślady wrocławiaków.

19.03.1981 r. – środa (na biwaku)

1625 wstajemy definitywnie. Śniadanie robi Materac, Zaczynamy szycie worów, które są świetne.

2250 przychodzi Chruszczow (K. Mazik) z Prążkiem w momencie gdy jesteśmy sklarowani do wyjścia. Są zmęczeni i niezadowoleni, że nie wyszliśmy wcześniej i oni niepotrzebnie przytargali 3 dupne wory. Znowu robimy żarcie i zszywamy tym razem wory chłopców.

20.08.1981 r. – czwartek

Około 200 zaczynamy, wychodzić z biwaku. Idzie nam dość sprawnie. Nad ranem jesteśmy już na bazie.

Około 10-tej dziewczyny (Ola, Ewa i Halina) wychodzą z szałasu, powyżej górnego otworu Pološki. Idą sprawdzić dwa problemy. Okazuje się, że są to nyże.

Wieczorem do szałasu idą Ciotka , Bańbuła i Materac.

21.08.1981 – piątek

Zawołał nas Bańbuła. Z trudem dogadaliśmy się o co chodzi, ale hasło „jest robota, chodźcie” w zasadzie było jednoznaczne. Bańbuła znalazł pionową szczelinę, częściowo zagruzowaną. Trzeba wybierać wanty – i tak nam zeszło do wieczora.

22.08.1981 – sobota

My, tj. panienki i Materac idziemy dalej kopać w „Bańdziurze”. Kopanie,a właściwie wyciąganie want idzie sprawnie. Ciotka pracuje jako dołowy, a Materac jako wyciągarka. Dożywiają go dziewczyny, od czasu do czasu polewają kubłem wody. Po wyciągnięciu kluczowej wanty Halina stwierdza brak możliwości eksploracyjnych.

Wracamy. Po drodze nawiązujemy kontakt radiotelefoniczny z Chruszczowem, który doprowadza nas do pasji swoimi pomysłami eksploracyjnymi w Pološce i wmawia nam fakty nieistniejące. W końcu machamy na to ręką.

Do szałasu wracają Bańbuła z Michałem (M. Tokarzewski). Jak zwykle nic.

Kontakt radiotelefoniczny przeprowadza Bańbuła. Nie wiemy jak on to zrobił ale ku ogólnej radości schodzimy na dół.

23.08.1981 r. – niedziela

Przed południem w okolice nyży pod szczytem Vrch Krn wychodzą dwie grupy: Bańbuła, Michał i Halina oraz Chruszczow, Ola i Ciotka. Grupa Bańbuły nic nowego nie wnosi. Po zjechaniu na dno w znanej jaskini stwierdzili brak szans. Grupa Chruszczowa po parogodzinnym szukaniu znalazła dwie, godne skartowania jaskinie. Jedna to duża sala zawaliskowa z dwoma otworami, druga to studnia 8 m. Obie bez szans na dalsza eksplorację.

Schodzimy w dół wszyscy razem w. Na bazie jemy niewiele, bo tylko tyle ugotował Świstak siedząc tu cały dzień, ale za to załatwił dwie butelki Rakiji. Bulbes trwał do późnych godzin nocnych i dla nie jednego skończył się fatalnie

25.08.1981 r. – wtorek

Zaczynamy wątpić czy ZKTJ przyjedzie. Po południu zjawili się nagle i niespodziewanie, a my w rozsypce. W ciągu dwóch godzin spakowaliśmy się i. byliśmy w pace.

Przeżywamy szok (dotyczy panienek). Szmacianka jest straszna, niewygodna. a kierowca rajdowiec, aż włos się jeży. Zjazd do Tolmina pełen emocji Nysa – Baśka to był komfort.


Alpy Julijskie 81 - Masyw Canin fot K. Hancbach
Alpy Julijskie 81 – Masyw Canin fot K. Hancbach

Włochy

26.08.1981 r – środa

Przekraczany granicę w Trieście. Około 16-tej spotykamy się wszyscy w klubie Eugenio Boegan w Trieście. Przystajemy na ich rozsądna propozycję pójścia do Abisso Michele Gortani i umawiamy się na następny dzień.

Nocujemy na polance blisko Udine.

27.08.1981 r. – czwartek

W Sella Nevea wypakowujemy rzeczy i szykujemy się do odjazdu koleją na górę. ZKTJ wyciąga stoliki, fotele i rozpoczyna piknik, patrząc na nas dziwnie. Pakujemy się z worami izotopami do kolejki linowej. Już na wstępie motorniczy wyczuwa benzin – oczywiście mówimy, że nie mamy.

Wychodzimy na przełęcz. Tu zaczynają się problemy. Chatki nie widać, a jest późno i możemy złapać kibel. Po około dwóch godzinach szukania zjawia, się Mario Bianchetti z Danielą Michelini vel Piatolą i z dużą ulgą idziemy do chatki biwakowej.

28-29.08.1981 r. – piątek, sobota

Od rana klarujemy sprzęt i pakujemy wory.

I grupa wychodzi około 15-tej (Mario Bianchetti, Daniela Michelini, Ciotka, Ewa, Romek. Ma ona zaporęczować jaskinię i wyjść na luzie. Wychodzą: Mario i Daniela po godzinie 2100 na luzie, i Ciotka, Eva i Roman z jednym worem po 30 godz.

II grupa wychodzi o 20-tej. Ma ona odporęczować jaskinię od -450 i wynieść tan szpej. Wychodzi po 32 godzinach akcji. (Paolo Piezzolato, Chruszczow, Halina i Materac).

III grupa wychodzi o 18-tej następnego dnia, tj, w sobotę (Andrea Kekez, Bańbuła, Ola i Prążek). Pomagają oni II grupie i odroręczowują jaskinię od studni Ceskiej (Cesca) do otworu i wynoszą sprzęt. Byli w jaskini 16 godzin.

Jaskinia Abisso Michele Gortani jest bardzo ładna, przestrzenna. Dały się we znaki meandry z worem, Włosi są bardzo szybcy i popierdalaja meandrami jak po ulicy. Akcja nasunęła nam pewne spostrzeżenia:

  1. Włosi są niewątpliwie lepsi od nas, ale można się pocieszać, że nie mamy pola do treningów.
  2. Są dwie szkoły chodzenia po jaskiniach: polska – nie speleologia a odyseja i piknik, biwak, a do jaskini nie z zegarkiem a z kalendarzem oraz włoska popierdalać, popierdalać i bulbes na powierzchni.
  3. Da się razem działać.

30.08.1981 r. – niedziela

Dżemiemy po akcji. W budzie cuchnie capem. Myjemy się herbatą, a w ogóle nie jet źle.

ZKTJ zrobił nas w…….. i dziś pojechał do Wenecji razem z naszymi rzeczami. Maja na nas czekać w Trieście. Ciekawe jak się tam dostaniemy.

31.08.1981 r. – poniedziałek

Szybko pakujemy rzeczy i idziemy do kolejki żeby zjechać do Sella Nevea. Wszyscy maja cichą nadzieję, że ZKTJ mino wszystko na nas czeka – niestety.

Mario i Paolo załatwiają nam taksówkę. Szybko i sprawnie dojeżdżamy do Chiusaforte, by tu przesiąść się na pociąg do Triestu.

Nocujemy w klubie Eugenio Boegan. Mycie (dzięki ZKTJ) przeprowadziliśmy przy pomocy dwóch mydeł i trzech małych ręczników, Komuna zupełna, Najgorsze jest to, że nie mamy żadnych rzeczy czystych do przebrania, nie mówiąc już o ciuchach na miasto.

1.09.1981 r. – wtorek

Poszliśmy zwiedzać miasto, zabytki itp. Wszyscy nudziliśmy się niesamowicie z wyjątkiem Prążka. Przy tym wszystkim wyglądamy jak dzieci stróża.

Na szczęście Włosi wyczuli koniunkturę i poszliśmy na wino do knajpy. Skończyło się to wszystko wielkim opijstwem i niewielkim obżarstwem, aż do zaśnięcia Chruszczowa na ramieniu Ciotki.

Powrót

Przyjeżdża ZKTJ pilotowany od przejścia granicznego przez Paola i Romana bardzo serdecznie żegnany się z Włochami i odjeżdżamy.

5.09.1981 r. – sobota

Na Ślęczka jesteśmy około 100 i jest już właściwie niedziela. Przenosimy graty. W mieszkaniu Chruszczowa ruszyć się nie można. Piętrzą się skrzynię i bębny. Nie przeszkadza nam to wypić co nieco z okazji zakończenia i i rozwiązania obu wypraw oraz podziękować sobie nawzajem. Impreza skończyła się o świcie.

Podsumowanie

Niniejsze notatki dotyczą Kobiecej wyprawy “Plateau Astraka 81” do Grecji, Jugosławii i Włoch. Uczestnicy: Anna Antkiewicz – kierownik (AKSiA), Ewa Bartosz (Speleoklub Morski – Gdynia), Aleksandra Grabska (AKSIA), Halina Ladrowska (SG Wrocław) oraz Zygmunt Nawrocki (I kierowca) i Stefan Leśniak (II kierowca). Działalność górska w okresach: -Grecja 2.08. – 9.08.1981 r. (kobiece przej cie Provatiny) – Jugosławia 14.08. – 23.08. 1981 r. (eksploracja razem z wyprawą AKSiA Alpy Julijskie 81) – Włochy 27.08. – 31.08.1981 r. (przejście Abisso Michele Gortani razem z wyprawa AKSiA Alpy Julijskie 81).

Autorka: Anna Antkiewicz

O wyprawie Plateau Astraka 1981 Więcej… O wyprawie Alpy Julijski 1981 Więcej…

Podobne wpisy